Język domowy - RATUJMY DUSZE!
Moderators: Anonymous, jan, Moderatorzy
Język domowy - RATUJMY DUSZE!
Język domowy - RATUJMY DUSZE!
Niechcący wczoraj podsłuchałem wczoraj rozmowę dzieci
Bez powodu jedno dziecko wyzwało brutalnymi i wulgarnymi słowami
dziecko płci przeciwnej. Zareagowałem:
- Czemu tak mówisz? Czemu zachowujesz się jak swołocz, Jak tak można?
Dziecko było zdziwione i wyraźnie zaskoczone moją reakcją, zupełnie jej nie rozumiało:
ONO MÓWIŁO SWOIM ZWYKŁYM JĘZYKIEM.
JĘZYKIEM DOMOWYM!
W zdziwieniu pyta mnie
- Proszę pana, a co znaczy "swołocz"?
Odpowiedziałem, ze znaczy cham, człowiek zły, co obraża i krzywdzi innych.
==========================
Działacze, aktywiści,
wielcy, ważni urzędnicy,
słudzy różnych bogów,
rozliczni nominowani -
WSZYSCY
zalatani, zapracowani,
zajęci sobą, budowaniem swojej chwały, osiąganiem sukcesów,
prężący swoje piersiątka pod znaczki i ordery
- i ciągle puści i nieszczęśliwi,
bo chwały i sukcesów nigdy dość.
Jałowi, puści w środku, nieszczęśliwi;
próżnia jest nie do nasycenia.
Ludzi (przez „L”) mało. Za mało. Zawsze było za mało.
Nie ma kto ratować dusz.
Brak procedur.
Pieniądz publiczny „musi być racjonalnie wydawany”.
Niechcący wczoraj podsłuchałem wczoraj rozmowę dzieci
Bez powodu jedno dziecko wyzwało brutalnymi i wulgarnymi słowami
dziecko płci przeciwnej. Zareagowałem:
- Czemu tak mówisz? Czemu zachowujesz się jak swołocz, Jak tak można?
Dziecko było zdziwione i wyraźnie zaskoczone moją reakcją, zupełnie jej nie rozumiało:
ONO MÓWIŁO SWOIM ZWYKŁYM JĘZYKIEM.
JĘZYKIEM DOMOWYM!
W zdziwieniu pyta mnie
- Proszę pana, a co znaczy "swołocz"?
Odpowiedziałem, ze znaczy cham, człowiek zły, co obraża i krzywdzi innych.
==========================
Działacze, aktywiści,
wielcy, ważni urzędnicy,
słudzy różnych bogów,
rozliczni nominowani -
WSZYSCY
zalatani, zapracowani,
zajęci sobą, budowaniem swojej chwały, osiąganiem sukcesów,
prężący swoje piersiątka pod znaczki i ordery
- i ciągle puści i nieszczęśliwi,
bo chwały i sukcesów nigdy dość.
Jałowi, puści w środku, nieszczęśliwi;
próżnia jest nie do nasycenia.
Ludzi (przez „L”) mało. Za mało. Zawsze było za mało.
Nie ma kto ratować dusz.
Brak procedur.
Pieniądz publiczny „musi być racjonalnie wydawany”.
jan urbanik
Moje poglądy nie są jedynie słuszne, są za to moje jedyne.
Nie zależą one od koniunktury, a od stanu mojej świadomości.
Nie piszę wszystkiego, co wiem - piszę to, co uznaję za stosowne.
Moje poglądy nie są jedynie słuszne, są za to moje jedyne.
Nie zależą one od koniunktury, a od stanu mojej świadomości.
Nie piszę wszystkiego, co wiem - piszę to, co uznaję za stosowne.
Re: Język domowy - RATUJMY DUSZE!
Kiedy przed wielu laty piękny bohater serialu telewizyjnego sławiącego pracę Milicji Obywatelskiej zaklął na ekranie szpetnym słowem w momencie, gdy wredni bandyci zdawali mu się uciekać bezpowrotnie na pokładzie samolotu, to chyba cała Polska następnego dnia o tym mówiła. Mówiła i dyskutowała o tym jednym mocniejszym słowie, choć przecież w połowie domów i w większości zakładów pracy nie takie słowa leciały i dobrze. No ale ludzie mieli jeszcze wówczas poczucie, że w przestrzeni publicznej pewne sprawy nie przystoją, nawet jeśli w prywatnej było już w tym względzie bagno.
No właśnie – ludzie przyjmowali kiedyś za pewnik, że w języku bardziej oficjalnym, publicznym należy zachowywać normy przyzwoitości. Później było już tylko gorzej. Zapanowało przekonanie, że prymitywizmu wcale nie trzeba się wstydzić, a ubóstwo językowe nie jest żadnym powodem, żeby milczeć, czy starać się mówić poprawniej.
Dziecko nabiera nawyków językowych od rodziców. Jakim słownictwem oni posługują się w domu, takiego i ono będzie używać. Co prawda można przecież uczyć się i później, poszerzać własny słownik, by wyrwać się z tego kręgu. Z tym, że to teoretycznie. Najczęściej takie dziecko ma przecież kontakt nie tylko z bluzgającymi równo rodzicami i takimi samymi kolegami z podwórka, ale też z: nauczycielami w szkole, księdzem proboszczem, radiem i telewizją, internetem. Trzy pierwsze źródła zwykle nie używają języka plugawego, choć w przypadku radia i telewizji mogą się zdarzać różne jednostkowe przypadki. Tak, czy inaczej młody człowiek ma szansę usłyszeć język literacki nie jako jednostkowe wydarzenie, ale jako możliwość codziennego osłuchania.
Nie oszukujmy się – młody człowiek jest najczęściej na tyle spostrzegawczy, że te różnice językowe wkrótce zauważy, tylko że zwykle nie jest wcale zainteresowany, by swój sposób porozumiewania się zmienić. Po co miałby to robić? W imię czego? Może gdyby polszczyzną literacką mówił ktoś, kogo on szanuje i stawia sobie za wzór do naśladowania, to wtedy tak. A kogo tu naśladować? Nauczyciela zarabiającego jakieś marne minimum krajowe? Emerytkę zbierającą darmowe zwiędłe warzywa na zamkniętym już rynku? Księdza przynudzającego, że grzech jest złem? Osobę starszą, wołającą do ochrypnięcia na puszczy?
Przeklinające dzieci i młodzież zwyczajnie nie chcą dokonywać żadnego wysiłku, by swoją mowę zmienić. Nie czują takiej potrzeby, skoro prawie zewsząd spotykają zrozumienie. A czy mają w ogóle dusze - w to zaczynam powątpiewać. Nie ma więc czego ratować.
Wreszcie – trzeba spojrzeć prawdzie w oczy. Marginesem są ci, których jest mniej. W ten sposób osoby posługujące się archaiczną już formą języka bez jednego przekleństwa stały się marginesem społecznym. Ja też. Dlatego będę się powtarzał i uparcie wracał do jednej z moich poprzednich myśli: na terenie Polski żyją dwa różne narody posługujące się podobnymi językami. Proszę o to, żeby nie przypisywać mnie mylnie do tego drugiego narodu, z którym nie mam prawie nic wspólnego.
Pozdrawiam
No właśnie – ludzie przyjmowali kiedyś za pewnik, że w języku bardziej oficjalnym, publicznym należy zachowywać normy przyzwoitości. Później było już tylko gorzej. Zapanowało przekonanie, że prymitywizmu wcale nie trzeba się wstydzić, a ubóstwo językowe nie jest żadnym powodem, żeby milczeć, czy starać się mówić poprawniej.
Dziecko nabiera nawyków językowych od rodziców. Jakim słownictwem oni posługują się w domu, takiego i ono będzie używać. Co prawda można przecież uczyć się i później, poszerzać własny słownik, by wyrwać się z tego kręgu. Z tym, że to teoretycznie. Najczęściej takie dziecko ma przecież kontakt nie tylko z bluzgającymi równo rodzicami i takimi samymi kolegami z podwórka, ale też z: nauczycielami w szkole, księdzem proboszczem, radiem i telewizją, internetem. Trzy pierwsze źródła zwykle nie używają języka plugawego, choć w przypadku radia i telewizji mogą się zdarzać różne jednostkowe przypadki. Tak, czy inaczej młody człowiek ma szansę usłyszeć język literacki nie jako jednostkowe wydarzenie, ale jako możliwość codziennego osłuchania.
Nie oszukujmy się – młody człowiek jest najczęściej na tyle spostrzegawczy, że te różnice językowe wkrótce zauważy, tylko że zwykle nie jest wcale zainteresowany, by swój sposób porozumiewania się zmienić. Po co miałby to robić? W imię czego? Może gdyby polszczyzną literacką mówił ktoś, kogo on szanuje i stawia sobie za wzór do naśladowania, to wtedy tak. A kogo tu naśladować? Nauczyciela zarabiającego jakieś marne minimum krajowe? Emerytkę zbierającą darmowe zwiędłe warzywa na zamkniętym już rynku? Księdza przynudzającego, że grzech jest złem? Osobę starszą, wołającą do ochrypnięcia na puszczy?
Przeklinające dzieci i młodzież zwyczajnie nie chcą dokonywać żadnego wysiłku, by swoją mowę zmienić. Nie czują takiej potrzeby, skoro prawie zewsząd spotykają zrozumienie. A czy mają w ogóle dusze - w to zaczynam powątpiewać. Nie ma więc czego ratować.
Wreszcie – trzeba spojrzeć prawdzie w oczy. Marginesem są ci, których jest mniej. W ten sposób osoby posługujące się archaiczną już formą języka bez jednego przekleństwa stały się marginesem społecznym. Ja też. Dlatego będę się powtarzał i uparcie wracał do jednej z moich poprzednich myśli: na terenie Polski żyją dwa różne narody posługujące się podobnymi językami. Proszę o to, żeby nie przypisywać mnie mylnie do tego drugiego narodu, z którym nie mam prawie nic wspólnego.
Pozdrawiam
Ykpon
Re: Język domowy - RATUJMY DUSZE!
//Proszę o to, żeby nie przypisywać mnie mylnie do tego drugiego narodu, z którym nie mam prawie nic wspólnego.// poza tramwajami, poruszaniem się po chodniku i ulicy, ławeczką w parku...
Tych "narodów" nie da się oddzielić fizycznie,
wobec czego, mimo iż nie wszystkie jednostki są edukowalne,
warto pracować wytrwale i systematycznie
nad wydzieraniem piekłu przynajmniej dziecięcych dusz.
Ludzie przeważnie mają dusze. Warto postukać nieco, podrapać, OBUDZIĆ je.
kiedy zasypiają znowu - cucić.
Jak się nie uda - trudno.
Nikt nam nie gwarantował 100% udanych akcji.
Tych "narodów" nie da się oddzielić fizycznie,
wobec czego, mimo iż nie wszystkie jednostki są edukowalne,
warto pracować wytrwale i systematycznie
nad wydzieraniem piekłu przynajmniej dziecięcych dusz.
Ludzie przeważnie mają dusze. Warto postukać nieco, podrapać, OBUDZIĆ je.
kiedy zasypiają znowu - cucić.
Jak się nie uda - trudno.
Nikt nam nie gwarantował 100% udanych akcji.
jan urbanik
Moje poglądy nie są jedynie słuszne, są za to moje jedyne.
Nie zależą one od koniunktury, a od stanu mojej świadomości.
Nie piszę wszystkiego, co wiem - piszę to, co uznaję za stosowne.
Moje poglądy nie są jedynie słuszne, są za to moje jedyne.
Nie zależą one od koniunktury, a od stanu mojej świadomości.
Nie piszę wszystkiego, co wiem - piszę to, co uznaję za stosowne.
Re: Język domowy - RATUJMY DUSZE!
1. Bardzo boleję nad tym, że nie da się rozdzielić tych dwóch narodów. A myśli te przychodzą mi do głowy właśnie w tramwaju, na ulicy, czy na ławeczce w parku, kiedy rozglądam się na prawo i na lewo, czy już ktoś zbliża się, żeby mnie ograbić albo zaatakować bez powodu.
2. Zastanawiam się także, co robi dziecko, które uwierzyło, że brzydko jest posługiwać się plugawym językiem. No przecież dalej będzie tkwiło w tej samej rodzinie, spotykało się z tymi samymi kolegami. Jak długo wytrwa jako istny raróg?
Pozdrawiam
2. Zastanawiam się także, co robi dziecko, które uwierzyło, że brzydko jest posługiwać się plugawym językiem. No przecież dalej będzie tkwiło w tej samej rodzinie, spotykało się z tymi samymi kolegami. Jak długo wytrwa jako istny raróg?
Pozdrawiam
Ykpon
Re: Język domowy - RATUJMY DUSZE!
Kontaktując się z dzieckiem po ludzku otwieramy mu szerzej oczy na świat,
otwieramy przed nim pole wyboru. Zawsze jakieś pole wyboru
Nie wiem czemu, ale obracając się między różnymi ludźmi do tej pory nie bałem się,
mało - w obronie atakowanych interweniowałem.
Największa strata, jaka mnie spotkała, to koszula zbryzgana krwią człowieka,
którego przed chwilą wyratowałem z opresji (wcześniej dostał w zęby).
Do tej pory miałem szczęście, więc odwaga może wynikać z braku wyobraźni.
Daję też wiarę arabskiej bajce o takim jednym, co uciekał przed nieszczęściem,
a ono czekało sobie na niego w miejscu, które uważał za najbezpieczniejsze.
otwieramy przed nim pole wyboru. Zawsze jakieś pole wyboru
Nie wiem czemu, ale obracając się między różnymi ludźmi do tej pory nie bałem się,
mało - w obronie atakowanych interweniowałem.
Największa strata, jaka mnie spotkała, to koszula zbryzgana krwią człowieka,
którego przed chwilą wyratowałem z opresji (wcześniej dostał w zęby).
Do tej pory miałem szczęście, więc odwaga może wynikać z braku wyobraźni.
Daję też wiarę arabskiej bajce o takim jednym, co uciekał przed nieszczęściem,
a ono czekało sobie na niego w miejscu, które uważał za najbezpieczniejsze.
jan urbanik
Moje poglądy nie są jedynie słuszne, są za to moje jedyne.
Nie zależą one od koniunktury, a od stanu mojej świadomości.
Nie piszę wszystkiego, co wiem - piszę to, co uznaję za stosowne.
Moje poglądy nie są jedynie słuszne, są za to moje jedyne.
Nie zależą one od koniunktury, a od stanu mojej świadomości.
Nie piszę wszystkiego, co wiem - piszę to, co uznaję za stosowne.
Re: Język domowy - RATUJMY DUSZE!
Nie zawsze nasze wyobrażenia okazują się słuszne. Ot, dwa przykłady:
1. Wracając kiedyś nocą do domu ujrzałem pijanego mężczyznę okładającego kułakami skuloną kobietę. Naiwnie krzyknąłem: 'zostaw pan ją” i skoczyłem go odciągać. W tej chwili maltretowana kobieta podniosła się błyskawicznie i rzuciła mi się do oczu z pazurami, pytając wrzaskliwie, czemu to postanowiłem nieproszony umiejscowić się brutalnie między wódką a zakąską. No, może trochę inaczej to wyartykułowała, ale idea była właśnie taka.
2. Moja żona strzyże się dość krótko, a po ulicy chodzimy zwykle trzymając się za rękę. Pewnego razu miałem sporo kłopotu z krótkowidzem - zwolennikiem heteroseksualności, który biegł w naszym kierunku z okrzykiem: „pedały p..., ja was, k..., za...”.
Nie kryję się w mysiej dziurze, staram się żyć normalnie, ale wcale nie przeceniam otoczenia, patrząc uważnie, z której strony wyłoni się kolejny szaleniec.
Pozdrawiam
1. Wracając kiedyś nocą do domu ujrzałem pijanego mężczyznę okładającego kułakami skuloną kobietę. Naiwnie krzyknąłem: 'zostaw pan ją” i skoczyłem go odciągać. W tej chwili maltretowana kobieta podniosła się błyskawicznie i rzuciła mi się do oczu z pazurami, pytając wrzaskliwie, czemu to postanowiłem nieproszony umiejscowić się brutalnie między wódką a zakąską. No, może trochę inaczej to wyartykułowała, ale idea była właśnie taka.
2. Moja żona strzyże się dość krótko, a po ulicy chodzimy zwykle trzymając się za rękę. Pewnego razu miałem sporo kłopotu z krótkowidzem - zwolennikiem heteroseksualności, który biegł w naszym kierunku z okrzykiem: „pedały p..., ja was, k..., za...”.
Nie kryję się w mysiej dziurze, staram się żyć normalnie, ale wcale nie przeceniam otoczenia, patrząc uważnie, z której strony wyłoni się kolejny szaleniec.
Pozdrawiam
Ykpon
Re: Język domowy - RATUJMY DUSZE!
Wracałem kiedyś z pracy. Była zima, godzina 23:30.
W zaspie przy nieuczęszczanej o tej porze ścieżce znalazłem pijanego,
leżał skulony, grzejąc ręce w kroczu.
Chodzić nie umiał, ale adres domowy potrafił wybełkotać.
Ponad pół godziny wlokłem go do domu, potem na piętro, zapukałem do mieszkania -
otwarła wściekła żona, obrzuciła mnie nienawistnym wzrokiem,
wpuściła męża, który natychmiast odzyskał zdolność chodzenie
i bez "dziękuję" zatrzasnęła przede mną drzwi.
Po tej samarytańskiej akcji przez kilka dni nie mogłem chodzić ja,
bolał kręgosłup.
Gdybym najbliższej zimy znalazł w zaspie pijaczka, zrobiłbym to samo.
Sądzę, że gdybyś natrafił ponownie na opisaną przez Ciebie młockę, zrobiłbyś to samo co wtedy.
NIerozłącznie splątane z sobą różne światy - to przecież jeden świat.
Każda istota uratowana przed rynsztokiem czy z rynsztoka wyciągnięta - to lepszy świat.
Postawiłem kiedyś tezę, która nadal jest mi bliska:
Nie ma ludzi złych, są tylko nieszczęśliwi i chorzy.
Lekiem na jedno i drugie jest INNY CZŁOWIEK. Nie każdy ma szczęście na niego trafić.
Społeczne koszty utrzymania wymiaru "sprawiedliwości" i kryminałów - uniwersytetów patologii i przestępczości,
są karą za brak rozumu i wyobraźni, za łamanie przez faryzeuszy-religijniaków boskich przykazań.
W zaspie przy nieuczęszczanej o tej porze ścieżce znalazłem pijanego,
leżał skulony, grzejąc ręce w kroczu.
Chodzić nie umiał, ale adres domowy potrafił wybełkotać.
Ponad pół godziny wlokłem go do domu, potem na piętro, zapukałem do mieszkania -
otwarła wściekła żona, obrzuciła mnie nienawistnym wzrokiem,
wpuściła męża, który natychmiast odzyskał zdolność chodzenie
i bez "dziękuję" zatrzasnęła przede mną drzwi.
Po tej samarytańskiej akcji przez kilka dni nie mogłem chodzić ja,
bolał kręgosłup.
Gdybym najbliższej zimy znalazł w zaspie pijaczka, zrobiłbym to samo.
Sądzę, że gdybyś natrafił ponownie na opisaną przez Ciebie młockę, zrobiłbyś to samo co wtedy.
NIerozłącznie splątane z sobą różne światy - to przecież jeden świat.
Każda istota uratowana przed rynsztokiem czy z rynsztoka wyciągnięta - to lepszy świat.
Postawiłem kiedyś tezę, która nadal jest mi bliska:
Nie ma ludzi złych, są tylko nieszczęśliwi i chorzy.
Lekiem na jedno i drugie jest INNY CZŁOWIEK. Nie każdy ma szczęście na niego trafić.
Społeczne koszty utrzymania wymiaru "sprawiedliwości" i kryminałów - uniwersytetów patologii i przestępczości,
są karą za brak rozumu i wyobraźni, za łamanie przez faryzeuszy-religijniaków boskich przykazań.
jan urbanik
Moje poglądy nie są jedynie słuszne, są za to moje jedyne.
Nie zależą one od koniunktury, a od stanu mojej świadomości.
Nie piszę wszystkiego, co wiem - piszę to, co uznaję za stosowne.
Moje poglądy nie są jedynie słuszne, są za to moje jedyne.
Nie zależą one od koniunktury, a od stanu mojej świadomości.
Nie piszę wszystkiego, co wiem - piszę to, co uznaję za stosowne.
Re: Język domowy - RATUJMY DUSZE!
Obawiam się, że są ludzie źli, dla których sponiewierać takiego, jak ja "frajera" to tyle, co dla innych nieświadomie rozdeptać mrówkę. Dobrze tylko, że jest ich, w sumie, niewielu, więc prawdopodobieństwo spotkania się z nimi jest niewielkie.
Pozdrawiam
Pozdrawiam
Ykpon
Re: Język domowy - RATUJMY DUSZE!
//Obawiam się, że są ludzie źli, dla których sponiewierać takiego, jak ja "frajera" to tyle,
co dla innych nieświadomie rozdeptać mrówkę.
Dobrze tylko, że jest ich, w sumie, niewielu,
więc prawdopodobieństwo spotkania się z nimi jest niewielkie.//
Odpowiedziałem prawie-cytatem, wstawiając "lub", a "i" biorąc w nawias.
"Społeczne koszty utrzymania wymiaru "sprawiedliwości" i kryminałów - uniwersytetów patologii i przestępczości,
są karą za brak rozumu i wyobraźni, za łamanie przez faryzeuszy-religijniaków boskich przykazań.
Postawiłem kiedyś tezę, która nadal jest mi bliska:
Nie ma ludzi złych, są tylko nieszczęśliwi lub (i) chorzy..
Lekiem na jedno i drugie jest INNY CZŁOWIEK. Nie każdy ma szczęście na niego trafić."
Twój ZŁY to wg mojej tezy człowiek, który nie trafił jeszcze na człowieka,
który poświęciłby mu dostateczną ilość czasu.
co dla innych nieświadomie rozdeptać mrówkę.
Dobrze tylko, że jest ich, w sumie, niewielu,
więc prawdopodobieństwo spotkania się z nimi jest niewielkie.//
Odpowiedziałem prawie-cytatem, wstawiając "lub", a "i" biorąc w nawias.
"Społeczne koszty utrzymania wymiaru "sprawiedliwości" i kryminałów - uniwersytetów patologii i przestępczości,
są karą za brak rozumu i wyobraźni, za łamanie przez faryzeuszy-religijniaków boskich przykazań.
Postawiłem kiedyś tezę, która nadal jest mi bliska:
Nie ma ludzi złych, są tylko nieszczęśliwi lub (i) chorzy..
Lekiem na jedno i drugie jest INNY CZŁOWIEK. Nie każdy ma szczęście na niego trafić."
Twój ZŁY to wg mojej tezy człowiek, który nie trafił jeszcze na człowieka,
który poświęciłby mu dostateczną ilość czasu.
jan urbanik
Moje poglądy nie są jedynie słuszne, są za to moje jedyne.
Nie zależą one od koniunktury, a od stanu mojej świadomości.
Nie piszę wszystkiego, co wiem - piszę to, co uznaję za stosowne.
Moje poglądy nie są jedynie słuszne, są za to moje jedyne.
Nie zależą one od koniunktury, a od stanu mojej świadomości.
Nie piszę wszystkiego, co wiem - piszę to, co uznaję za stosowne.
Re: Język domowy - RATUJMY DUSZE!
Nie do końca się zgadzam z tą myślą. Moim zdaniem wszystko zależy od ilości zła wyrządzonego przez tego, który „nie spotkał na swej drodze zainteresowanego nim człowieka”. Zakładam też przy tym, że ten ktoś chce się zmienić, a to, w całym tym problemie, sprawa pierwszorzędna, bo szkoda czasu na gadanie do kogoś niezainteresowanego niczym przysłowiowy dziad do obrazu, gdy dziad chrypnie, a obraz wzrusza ramionami i deklaruje, że natychmiast powróci do swego procederu, jak tylko go wypuszczą na wolność.
Jeżeli chce się nawracać na drogę uczciwości kogoś, kto kradł jabłka z cudzego sadu albo porysował gwoździem lakier samochodu – to wydaje mi się to możliwe. Dotychczasowe czyny, jako małej wagi, są do przełknięcia i, ewentualnie, łatwego odkupienia.
Jeżeli ten ktoś kradł samochody, albo oszukiwał emerytki (podszywając się pod kolegę wnuczka), które w dobrej wierze oddawały mu dobrowolnie oszczędności życia – to już gorzej. Tu zło było większe i kogoś mocno zabolała taka działalność. Skoro tak, to odkupienie w tym wypadku staje się już trudniejsze, ale wciąż możliwe.
Jeżeli jednak ten ktoś z rozmysłem mordował lub gwałcił, a jeszcze znęcając się nad swoimi ofiarami, to słowa o odkupieniu wydają mi się czcze. Jak przekonać rodziny ofiar, że sprawca stał się innym człowiekiem? Gdyby mu wybaczyły, to byłoby to zwyczajnie nieludzkie i nienormalne. Tam, gdzie nie ma mowy o wybaczeniu i odkupieniu nie może też być mowy o możliwości przejścia od stanu człowieka złego do człowieka dobrego, choćby nie wiem ile osób zaczęło się sprawcą życzliwie interesować. Moim zdaniem niektóre czyny powodują to, że furtki takiego przejścia zatrzaskują się na zawsze.
Co więcej, uważam, że gdy ktoś ma za nic prawa innych do życia i godności, już to zabijając z rozmysłem już to gwałcąc, ten tym samym automatycznie pozbawia się podstaw do oczekiwania, że i jemu przysługują jakieś prawa obowiązujące w społeczeństwie. On się tych praw automatycznie pozbawił (zasługując na bezwzględną eliminację dla dobra społecznego i dla rudymentarnej sprawiedliwości) i powinien być wdzięczny niebiosom, że myśl europejska jest tak rozmamłana, że daje fory różnej maści mordercom i gwałcicielom, jakby faktycznie któremukolwiek ze społeczeństw zależało na tym, żeby tacy osobnicy wychodzili zza krat.
Pozdrawiam
Jeżeli chce się nawracać na drogę uczciwości kogoś, kto kradł jabłka z cudzego sadu albo porysował gwoździem lakier samochodu – to wydaje mi się to możliwe. Dotychczasowe czyny, jako małej wagi, są do przełknięcia i, ewentualnie, łatwego odkupienia.
Jeżeli ten ktoś kradł samochody, albo oszukiwał emerytki (podszywając się pod kolegę wnuczka), które w dobrej wierze oddawały mu dobrowolnie oszczędności życia – to już gorzej. Tu zło było większe i kogoś mocno zabolała taka działalność. Skoro tak, to odkupienie w tym wypadku staje się już trudniejsze, ale wciąż możliwe.
Jeżeli jednak ten ktoś z rozmysłem mordował lub gwałcił, a jeszcze znęcając się nad swoimi ofiarami, to słowa o odkupieniu wydają mi się czcze. Jak przekonać rodziny ofiar, że sprawca stał się innym człowiekiem? Gdyby mu wybaczyły, to byłoby to zwyczajnie nieludzkie i nienormalne. Tam, gdzie nie ma mowy o wybaczeniu i odkupieniu nie może też być mowy o możliwości przejścia od stanu człowieka złego do człowieka dobrego, choćby nie wiem ile osób zaczęło się sprawcą życzliwie interesować. Moim zdaniem niektóre czyny powodują to, że furtki takiego przejścia zatrzaskują się na zawsze.
Co więcej, uważam, że gdy ktoś ma za nic prawa innych do życia i godności, już to zabijając z rozmysłem już to gwałcąc, ten tym samym automatycznie pozbawia się podstaw do oczekiwania, że i jemu przysługują jakieś prawa obowiązujące w społeczeństwie. On się tych praw automatycznie pozbawił (zasługując na bezwzględną eliminację dla dobra społecznego i dla rudymentarnej sprawiedliwości) i powinien być wdzięczny niebiosom, że myśl europejska jest tak rozmamłana, że daje fory różnej maści mordercom i gwałcicielom, jakby faktycznie któremukolwiek ze społeczeństw zależało na tym, żeby tacy osobnicy wychodzili zza krat.
Pozdrawiam
Ykpon
Re: Język domowy - RATUJMY DUSZE!
Dom i (lub) środowisko budują osobowość,
świadomie lub nieświadomie, mniej lub bardziej umiejętnie, kształtują jednostkę -
która również wnosi w wychowawczy proces swój komponent.
Produkt może być aspołeczny, który społeczeństwo, kierując się pragmatyzmem,
musi izolować, do uśmiercania włącznie.
To, co napisałem wyżej nie przeczy mojej hipotezie.
Społeczeństwa nie stać, by przy każdym z nas postawić nianię, psychologa czy psychiatrę
Musi istnieć sąd, wyroki i więzienia...
Ideałem byłoby, by prawotwórcami i sędziami byli DOJRZALI LUDZIE,
a nie tępi doktrynerzy, liternicy prawa.
świadomie lub nieświadomie, mniej lub bardziej umiejętnie, kształtują jednostkę -
która również wnosi w wychowawczy proces swój komponent.
Produkt może być aspołeczny, który społeczeństwo, kierując się pragmatyzmem,
musi izolować, do uśmiercania włącznie.
To, co napisałem wyżej nie przeczy mojej hipotezie.
Społeczeństwa nie stać, by przy każdym z nas postawić nianię, psychologa czy psychiatrę
Musi istnieć sąd, wyroki i więzienia...
Ideałem byłoby, by prawotwórcami i sędziami byli DOJRZALI LUDZIE,
a nie tępi doktrynerzy, liternicy prawa.
jan urbanik
Moje poglądy nie są jedynie słuszne, są za to moje jedyne.
Nie zależą one od koniunktury, a od stanu mojej świadomości.
Nie piszę wszystkiego, co wiem - piszę to, co uznaję za stosowne.
Moje poglądy nie są jedynie słuszne, są za to moje jedyne.
Nie zależą one od koniunktury, a od stanu mojej świadomości.
Nie piszę wszystkiego, co wiem - piszę to, co uznaję za stosowne.
Re: Język domowy - RATUJMY DUSZE!
Małe dziecko jest nastawione na siebie i, przyznajmy to, rozkosznie samolubne. Dorastając uczy się (nieraz dość boleśnie), że trzeba brać pod uwagę także potrzeby innych. Poprzez kontakt z rówieśnikami i dorosłymi nabywa pewnej dojrzałości społecznej, która polega na wypracowaniu takiej równowagi, która pozwala na uzyskanie maksymalnej części własnych oczekiwań bez obawy agresji ze strony innych. Nie darmo jedynacy mają kłopoty przy pierwszych wejściach w grupy, zaś dzieci z rodzin wielodzietnych – nie.
Dzieci rosną, dorastają, stają się dorosłe. Zderzają się z coraz to nowymi problemami i muszą cały czas zachowywać się w taki sposób, żeby być akceptowanymi (już to przez grupę, już przez społeczeństwo). Jednym przychodzi to łatwiej, innym trudniej. Niektórym mogą zdarzyć się wyskoki, które ład społeczny karze. Tu mogą się przydawać tacy, którzy są skłonni podawać pomocną dłoń. Z tym, że taki osobnik musi chcieć tę dłoń przyjąć.
Zawsze znajdzie się jednak pewna nieliczna grupa, która nie jest zdolna do hamowania własnych wybujałych potrzeb, uważając, że liczy się tylko ich dobro. To z nich, pozbawionych empatii, a często i innych wyższych uczuć, wywodzą się różnej maści przestępcy najcięższego kalibru, albo i zwykli degeneraci, odrzucający normy obowiązujące w społeczeństwie. I tu właśnie nie ma opcji dobry-zły, niezależnie od tego, ilu społeczników zechciałoby się nimi zainteresować, swój czas poświęcić i przekonywać, że zło nie popłaca.
Pozdrawiam
Dzieci rosną, dorastają, stają się dorosłe. Zderzają się z coraz to nowymi problemami i muszą cały czas zachowywać się w taki sposób, żeby być akceptowanymi (już to przez grupę, już przez społeczeństwo). Jednym przychodzi to łatwiej, innym trudniej. Niektórym mogą zdarzyć się wyskoki, które ład społeczny karze. Tu mogą się przydawać tacy, którzy są skłonni podawać pomocną dłoń. Z tym, że taki osobnik musi chcieć tę dłoń przyjąć.
Zawsze znajdzie się jednak pewna nieliczna grupa, która nie jest zdolna do hamowania własnych wybujałych potrzeb, uważając, że liczy się tylko ich dobro. To z nich, pozbawionych empatii, a często i innych wyższych uczuć, wywodzą się różnej maści przestępcy najcięższego kalibru, albo i zwykli degeneraci, odrzucający normy obowiązujące w społeczeństwie. I tu właśnie nie ma opcji dobry-zły, niezależnie od tego, ilu społeczników zechciałoby się nimi zainteresować, swój czas poświęcić i przekonywać, że zło nie popłaca.
Pozdrawiam
Ykpon
Re: Język domowy - RATUJMY DUSZE!
//niezależnie od tego, ilu społeczników zechciałoby się nimi zainteresować,
swój czas poświęcić i przekonywać, że zło nie popłaca//
Nie da się usiąść i przekonać kogoś, że zło nie popłaca,
nie da się wychować młodych ludzi w tramwaju pouczaniem, że należy tak i tak.
Kiedy słyszę staruchów, czasem młodszych ode mnie, jak wychowują, to...
będę delikatny: to im się niesympatycznie dziwię.
Jedyny sposób skutecznego dobrego wychowanie - to zachowanie.
Kiedy Marcin "wychowuje", to się Marcin zachowuje.
Niewychowani rodzice hodują niewychowane dzieci,
szkoła "nie wychowuje a naucza", Polska buduje stadiony, akwaparki i inne puste skorupy
i ma a złe bezradnemu Tuskowi, że nie jest cudotwórcą.
Społecznicy, są to ludzie, którzy z doświadczenia i nauki wiedzą mniej więcej
jak funkcjonuje państwo i społeczeństwo, i nie chcą się wstydzić za polski bardak.
Szukają rozwiązań, które w jakiś sposób załatają dziury zostawione przez nieudolne, bardakotwórcze państwo,
w którym zamiast elit rządzi parobczaństwo - bo elit, odpowiedzialnej klasy opiniotwórczej nie ma pod dostatkiem.
Jeśli wstyd i przygnębienie bardakiem nie wygeneruje prądów powodujących społeczne zaangażowanie,
to wygeneruje BUNT, który nas zgubi.
Ten BUNT może zwyciężyć kartką wyborczą, tak jak hitlerowcy w Republice Weimarskiej.
I wtedy nastąpi era Kaczyńskiego-Rydzyka-Dudy-Macierewicza.
To będzie czas, kiedy ROZUM UMARŁ, NASTAŁ CZAS UPIORÓW.
swój czas poświęcić i przekonywać, że zło nie popłaca//
Nie da się usiąść i przekonać kogoś, że zło nie popłaca,
nie da się wychować młodych ludzi w tramwaju pouczaniem, że należy tak i tak.
Kiedy słyszę staruchów, czasem młodszych ode mnie, jak wychowują, to...
będę delikatny: to im się niesympatycznie dziwię.
Jedyny sposób skutecznego dobrego wychowanie - to zachowanie.
Kiedy Marcin "wychowuje", to się Marcin zachowuje.
Niewychowani rodzice hodują niewychowane dzieci,
szkoła "nie wychowuje a naucza", Polska buduje stadiony, akwaparki i inne puste skorupy
i ma a złe bezradnemu Tuskowi, że nie jest cudotwórcą.
Społecznicy, są to ludzie, którzy z doświadczenia i nauki wiedzą mniej więcej
jak funkcjonuje państwo i społeczeństwo, i nie chcą się wstydzić za polski bardak.
Szukają rozwiązań, które w jakiś sposób załatają dziury zostawione przez nieudolne, bardakotwórcze państwo,
w którym zamiast elit rządzi parobczaństwo - bo elit, odpowiedzialnej klasy opiniotwórczej nie ma pod dostatkiem.
Jeśli wstyd i przygnębienie bardakiem nie wygeneruje prądów powodujących społeczne zaangażowanie,
to wygeneruje BUNT, który nas zgubi.
Ten BUNT może zwyciężyć kartką wyborczą, tak jak hitlerowcy w Republice Weimarskiej.
I wtedy nastąpi era Kaczyńskiego-Rydzyka-Dudy-Macierewicza.
To będzie czas, kiedy ROZUM UMARŁ, NASTAŁ CZAS UPIORÓW.
jan urbanik
Moje poglądy nie są jedynie słuszne, są za to moje jedyne.
Nie zależą one od koniunktury, a od stanu mojej świadomości.
Nie piszę wszystkiego, co wiem - piszę to, co uznaję za stosowne.
Moje poglądy nie są jedynie słuszne, są za to moje jedyne.
Nie zależą one od koniunktury, a od stanu mojej świadomości.
Nie piszę wszystkiego, co wiem - piszę to, co uznaję za stosowne.
Re: Język domowy - RATUJMY DUSZE!
Zgadzam się generalnie, jednak chciałbym coś uściślić.
Przejście od zła do dobra bywa rzekomo możliwe, gdy osobnik zły napotka osobę życzliwą, która poświęci mu odpowiednio dużo czasu, zainteresowania i troski. Która pokaże mu inne światy i zaciekawi uczciwą ścieżką życia.
Z początku bardzo w to wątpiłem, ale chyba zbyt szeroko przyjmowałem grono ewentualnych nawróconych. Po zastanowieniu doszedłem do przekonania, że poprawa może mieć miejsce – z tym, że taka przemiana jest możliwa jedynie do pewnego momentu, kiedy ten człowiek nie zdąży jeszcze złem nasiąknąć na dobre. Czyli że możliwy jest dobry wpływ jedynie na jednostki młode, które nie zdążyły jeszcze zbytnio wytarzać się w złu i nie do końca są pewne, którą drogę wybrać. W wieku bardziej zaawansowanym jest już po wszystkim i (przynajmniej statystycznie) nikt i nic już nie pomoże. Młody chuligan jest, być może, do odzysku. Starszy bandyta - już nie.
A to bardzo ogranicza stosowanie proponowanej definicji człowieka złego.
Pozdrawiam
Przejście od zła do dobra bywa rzekomo możliwe, gdy osobnik zły napotka osobę życzliwą, która poświęci mu odpowiednio dużo czasu, zainteresowania i troski. Która pokaże mu inne światy i zaciekawi uczciwą ścieżką życia.
Z początku bardzo w to wątpiłem, ale chyba zbyt szeroko przyjmowałem grono ewentualnych nawróconych. Po zastanowieniu doszedłem do przekonania, że poprawa może mieć miejsce – z tym, że taka przemiana jest możliwa jedynie do pewnego momentu, kiedy ten człowiek nie zdąży jeszcze złem nasiąknąć na dobre. Czyli że możliwy jest dobry wpływ jedynie na jednostki młode, które nie zdążyły jeszcze zbytnio wytarzać się w złu i nie do końca są pewne, którą drogę wybrać. W wieku bardziej zaawansowanym jest już po wszystkim i (przynajmniej statystycznie) nikt i nic już nie pomoże. Młody chuligan jest, być może, do odzysku. Starszy bandyta - już nie.
A to bardzo ogranicza stosowanie proponowanej definicji człowieka złego.
Pozdrawiam
Ykpon
Re: Język domowy - RATUJMY DUSZE!
Nie da się usiąść i przekonać kogoś, że zło nie popłaca,
nie da się wychować młodych ludzi w tramwaju pouczaniem, że należy tak i tak.
Kiedy słyszę staruchów, czasem młodszych ode mnie, jak wychowują, to...
będę delikatny: to im się niesympatycznie dziwię.....................Gratuluję podejścia do człowieka. Czytam, czytam i zgadzam się z Tobą. Kiedyś ktoś mi powiedział, że nie ma ludzi do końca złych. Jak sobie wyobrazimy dzieciątko, które przyszło na świat, wierzyć się nie chce, że za kilkanaście lat dzidziuś może stać się przestępcą. Ten mały człowiek, w zależności od środowiska czy samych rodziców ma różne wzorce do naśladowania. Nawet, jeśli człowiek ma 40 lat jest szansa na powrót do społeczeństwa i w miarę normalne życie. Człowieka nie należy skreślać, choć zdarza się, że sam się skreśla. Wychowanie człowieka jest moim zdaniem najtrudniejszą rzeczą na świecie, praca, praca, praca, końca nie widać. Pozdrawiam.
nie da się wychować młodych ludzi w tramwaju pouczaniem, że należy tak i tak.
Kiedy słyszę staruchów, czasem młodszych ode mnie, jak wychowują, to...
będę delikatny: to im się niesympatycznie dziwię.....................Gratuluję podejścia do człowieka. Czytam, czytam i zgadzam się z Tobą. Kiedyś ktoś mi powiedział, że nie ma ludzi do końca złych. Jak sobie wyobrazimy dzieciątko, które przyszło na świat, wierzyć się nie chce, że za kilkanaście lat dzidziuś może stać się przestępcą. Ten mały człowiek, w zależności od środowiska czy samych rodziców ma różne wzorce do naśladowania. Nawet, jeśli człowiek ma 40 lat jest szansa na powrót do społeczeństwa i w miarę normalne życie. Człowieka nie należy skreślać, choć zdarza się, że sam się skreśla. Wychowanie człowieka jest moim zdaniem najtrudniejszą rzeczą na świecie, praca, praca, praca, końca nie widać. Pozdrawiam.
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 2 guests